Kiedyś modne było sprawdzanie biorytmów. Tak żeby się upewnić na 100% czy czeka nas dobry czy zły dzień.
NIE ZAWSZE SIĘ TO SPRAWDZAŁO ALE ZAWSZE DAWAŁO NADZIEJĘ. W MOIM PRZYPADKU BIORYTM POWIEDZIAŁBY, ŻE BĘDĘ MIAŁ ŚWIETNY DZIEŃ I DO GODZINY 13 WSZYSTKO ŚWIADCZYŁO O TYM ŻE TAK BĘDZIE DO KOŃCA.
Leżałem plackiem na materacu w knajpce Maldito, na północnej plaży Malapasqua. Delektowałem się widokami, popijając rum z Colą, w międzyczasie skrobiąc coś na bloga. Był to dzień w którym Bogdan z Kasią i Marcinem mieli wpaść do mnie na wyspę z oddalonej o 3 godziny rejsu wyspy Bantayan. Cieszyłem się że się spotkamy po tych kilku dniach, nie minęła 13 kiedy dostałem SMS, że już na mnie czekają w jednej z knajpek. Powoli dopiłem drinka, dałem napiwek i poszedłem na spotkanie. Po drodze wyłożyłem się jak długi na korzeniu jednego z drzew, które rosną na samym środeczku wydeptanej ścieżki. Zostawiając krwawe ślady na piachu w połowie drogi, wpadłem na moją kompanię razem z kolegą Piotra – wcześniej poznanego polaka, który również przypłynął tutaj z Bantayan.
Nie zdążyłem zamienić nawet 5 słów, gdy przechodziliśmy koło mojego resortu Hypocampus. Podbiegła do mnie dziewczyna z recepcji z pytaniem kiedy opuszczam swój pokój. Laska widząc moje zdziwione oczy zadała jeszcze raz to samo pytanie. A ja nadal nie wiedziałem z jakiego powodu mam opuszczać pokój. Od słowa do słowa okazało się, że kiedy się rezerwowałem zapomniała mi powiedzieć że mogę zostać tylko 3 noce i później mój pokój jest zarezerwowany. W rezultacie musiałem się rozstać z resztą grupy i zacząć negocjacje. Nie było opcji na zostanie dłużej nawet po rozmowie z właścicielem resortu. Za to stargowałem cenę do 1000 peso co jest naprawdę świetnym osiągnięciem. Pierwotna cena za pokój przypominam była 1500 peso. Przeniosłem się nieopodal do resortu Danio a na drugi dzień wróciłem tam gdzie zacząłem czyli do BB’s. Tyle że nie zajmowałem już ich mieszkania a w miarę przyzwoity domek który kosztował sprzedali za 600 peso, przez to kibel nie działał jak należy. Numer dwa, trzeba było spuszczać do rury przez kilka godzin Mimo że rozwiązałem problem zamieszkania i nie wylądowałem na plaży to nie miałem żadnej okazji na spotkanie się z towarzyszami podróży. Na domiar wszystkiego okazało się że zgubiłem telefon komórkowy. Po krótkim zastanowieniu doszedłem do wniosku, że musiał mi wypaść z kieszeni, kiedy wyłożyłem się na korzeniu drzewa. Przeszedłem kilka razy całą drogę ale telefonu już nie było. Jedyną opcją na jego odnalezienie była rozmowa z każdym napotkanym mieszkańcem wyspy. Sądziłem, że telefon wpadł w ręce dzieciaków licznie kręcących się po plaży i wciskającym każdemu napotkanemu turyście muszle znalezione na plaży za 40 peso od sztuki. Okazało się że się nie myliłem. Prawie cała wyspa wiedziała, że posiałem telefon i gdzie mieszkam. Po kilku godzinach usłyszałem pukanie do drzwi mojego nowego domku. Kiedy otworzyłem zobaczyłem trzech niewysokich Filipińczyków osłoniętych przed słońcem niczym islamscy terroryści. Jeden z nich w wyciągniętej ręce trzymał mój telefon. Oferował mi dobrą cenę 500 peso. Ponieważ uważam że to jest uczciwa kasa za moją komórkę, więc tym razem bez targów wyciągnąłem banknot z portfela i zapłaciłem znaleźne. Od razu wysłałem SMSa do Marcina, że mam już telefon. Dostałem od niego informację, że w drodze powrotnej ich łódź na Bantayan prawie utonęła i musieli zrobić nieplanowany postój na głównej wyspie Cebu i stamtąd załadować się na kolejną łódź w kierunku Bantayan. Szczęście że nic im się nie stało, bo tego dnia morze było dosyć wzburzone.
Nie chce mi się jakoś szczegółowo opisywać kolejnych dni na wyspie bo nie ma za bardzo o czym nowym pisać. Jak można się domyśleć kolejne dni spędziłem na łodzi i na nurkowaniach. Zrobiliśmy kilka głębszych nurkowań gdzie pod wodą udało mi się zobaczyć kilka ciekawych okazów jak Porcelanowe Krewetki, Ryba Żaba (Frog Fish), kilka węży morskich i całą masę drobnicy jak koniki morskie z gatunku Pigmej tak małe i świetnie zakamuflowane, że patrząc na nie można mieć problem z wyłowieniem ich kształtu z korala, do którego są przyczepione ogonkiem i wyglądają, jak jego integralna część.
Pisząc te słowa popijam sobie piwo San Miguel i patrzę sobie na mój ostatni zachód słońca na wyspie. Jutro pakuję graty i biorę łódź w kierunku Maya. Wracam do Cebu, na drugi dzień Manila potem samolot do Kuala Lumpur i czeka mnie powrót do Polski… Jak to z powrotami bywa zawsze chce się zostać jeszcze kilka dni dłużej. W moim przypadku mógłbym spędzić nawet pół roku w podróży i to też było by za mało.